zaprasza na konferencję:
W latach 90. w programie „Mann do Materny, Materna do Manna” TVP pokazała krótki filmik kabaretowy z cyklu „Za chwilę dalszy ciąg programu”. Dotyczył on sposobu robienia reklam w Polsce (http://www.youtube.com/watch?v=pcVppQT8gi4). Bardzo śmieszny, czasami absurdalnie, czasami głupio. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w niektórych sprawach polski marketing tak bardzo się do tej pory nie zmienił.
Minęło ponad 20 lat, odkąd w Polsce obcujemy ze zjawiskiem marketingu. Osobiście zdążyłem nawet w tym czasie dorosnąć i dołączyć do szanownego grona. Oczywiście jako rynek dojrzeliśmy i się sprofesjonalizowaliśmy, ale w niektórych kwestiach chyba nie do końca…
O tym właśnie chciałbym powiedzieć słów kilka, o dobrej starej polskiej szkole. O desiginie rodem z ZX Spectrum, o nazwach a la Stratexpol, o reklamach, w których nie wiadomo, o co chodzi, albo wiadomo, tylko strach je oglądać. O tym, że jak nie mamy pomysłu, to „danie gołej baby” nie zawsze pomoże. O tym, że jeśli będziemy pokazywać uśmiechniętą rodzinę, to nie znaczy, że rodzina się będzie uśmiechać. O tym, że ludzie, czyli konsumenci, racjonalni nie są i nie wystarczy zapytać, czyby kupili.
Wiadomo, że świat nie jest idealny, a marketing jest co najwyżej średnio istotną dziedziną życia, ale chyba moglibyśmy się nieco bardziej postarać. Tak często bywa albo straszno, albo śmieszno, zupełnie bez efektu „wow”.
Niedawny huczny rebranding Ery to dobra okazja do krótkiej refleksji nad praktyką zmiany marek. Są to zawsze operacje kosztowne i skomplikowane, zatem ich sens musi być dobrze uzasadniony. Rebranding ma wiele wariantów i nie zawsze musi przyjmować najbardziej radykalną formę. Jeśli uznajemy marki za cenny zasób firmy, z pewnością warto poświęcić rebrandingowi chwilę namysłu.
Dlaczego w czasach, w których każdy dziennik telewizyjny zaczyna się od informacji o kryzysie, a internet i gazety dużymi literami wieszczą upadek ekonomiczny Europy, polska reklama branży finansowej jest do bólu rozchachana i opowiada coraz więcej zabawnych dowcipów?
Ponieważ rozmawiamy off the record, to chcemy podzielić się naszymi zdziwieniami dotyczącymi naszej komunikacji reklamowej, a następnie sformułować kilka niepopartych żadnymi danymi hipotez, które mogą być wyjaśnieniem tego typu zagadek. Zagadek, które dostrzec można nie tylko w branży finansowej.
Kolonoskopia jak to kolonoskopia zagląda do trzewi, więc zapraszam na tour po kampaniach ostatniego roku. Proponuję przyjrzeć się egzekucjom, które nas dziwiły, przerażały i tym, które zdołały nas zachwycić. Zarówno dobór kampanii, jak i ich ocena będą subiektywne. Do pomocy zaprosiłem psychologię, która pozwoli ocenić zabiegi, które autorzy poszczególnych kampanii zastosowali, by zawładnąć umysłem i sercem swojego klienta, pardon, miałem napisać konsumenta. Abstrahując od trafności insightów, ocena zapadnie po przyjrzeniu się trzem wymiarom: percepcji – czyli jakie zabiegi przyciągania uwagi zastosowano (świadomie lub nie); perswazji – jakich dźwigni perswazyjnych użyto; wpływowi na zakup – czy reklamy potrafią energetyzować do zakupu.
Powtarzające się błędy w egzekucji reklam nie oszczędzają nawet najbardziej doświadczonych agencji, więc warto wziąć z tych potknięć lekcję. Cytując ulubioną formułę wygłaszaną niegdyś przez amerykańskich republikanów podczas pogrzebu kolejnego poległego żołnierza na froncie walki z terrorem: „Ta ofiara to wynik wielu popełnionych błędów i zaniedbań, ale to na nich właśnie zbudujemy nasze przyszłe zwycięstwo”.